Bez zapasowej dętki już nigdzie nie jedziemy

Ireneusz Ludwig włącz .

KośmidryTo był najlepszy z dotychczasowych rajdów. Znienacka do Lubecka pobił na głowę wszystko, czegośmy dokonali do tej pory. A najważniejsze, że od dziś wszyscy wiemy, że bez zapasowej dętki i podręcznego warsztatu już nigdzie na rowerach się nie ruszamy. Aż cztery razy zatrzymywaliśmy się po drodze z powodów... technicznych, no dobra, nazwijmy to po imieniu - pana. Wiecie, co to jest pana? Jak się na rowerze jedzie? Wiecie? Tak? To tylko się wam tak wydaje. Nam się też wydawało, ale wczoraj się dowiedzieliśmy, co to naprawdę znaczy. To nieprawda, że "pana" to przypadek, który się może zdarzyć. To nieprawda, że zdarza się rzadko. To nieprawda, że jak raz się zdarzy, to później powinno być długo spokojnie. Nie. To tak nie działa. To działa zupełnie inaczej. I jak ktoś myśli, że mu się uda, to może się srogo pomylić. Bo jak się zacznie, to może się nie umieć skończyć.

Pierwszy postój mieliśmy przed Lubeckiem. Zabudowania było już widać, wieża kościelna wyłaniała się zza wzniesienia, gdy ogon rajdu zaczął krzyczeć, żeby zaczekać. Stanęliśmy na poboczu, patrzymy, a z tyłu stoją dwa zamykające peleton rowery i coś tam oglądają. Powoli zawracamy i podjeżdżamy sprawdzić, o co chodzi, a tu... pana. No dobra. Lubecko zaczeka, stawiamy rower do góry nogami i zabieramy się za naprawę. I jest pierwszy problem. Nie ma zapasowej dętki. Chwila konsternacji, ale mamy klej. Pokleimy. Jeszcze jedna chwila i dętka się jednak znajduje. Jest zapasowa w innym rowerze. Klej wraca do schowka, a dętka zmienia właściciela. Wszystko pod czujnym okiem Wszechmocnego, który spogląda na nas z kapliczki, pod którą akurat stoimy. Aż czuć boską pomoc. Oglądamy oponę i grono fachowców stwierdza, że też nadaje się do wymiany, ale opony na wymianę nie mamy. Panie stwierdzają, że w takim razie panowie zajmą się dokończeniem naprawy, a one w tym czasie pojadą do Lubecka do znajomych  na... kawę. Lubecko - Na kawieJak skończymy, możemy do nich dołączyć. No i jadą. Dokoła nagle robi się cicho i zabieramy się do składania starej opony. Pada decyzja, że jedziemy awaryjnie do Lublińca, a tam gdzieś kupujemy nową i wymieniamy. Wkrótce rower staje na kołach i choć na słowo honoru, ale daje radę. Jedziemy dalej. Dołączamy do pań na kawę, zaznajamiamy się z trzema miejscowymi przemilutkimi kotkami i ruszamy dalej.

Drugi postój zaliczamy tuż przed Lublińcem. Stara opona jednak nie wytrzymała i odmówiła posłuszeństwa na rogatkach powiatowego miasta. Zostało nam 600 metrów do Mediaekspert, więc pechowiec do Lublińca wchodzi pieszo. W Media jest dętka, ale nie ma opony. W pobliżu znajdujemy Mrówkę i tam jest i jedno i drugie. Rozkręcamy rower po raz drugi na parkingu przed jedenastką w Lublińcu. Wokół pełno ludzi, a my dajemy darmowy pokaz, jak się wymienia oponę. I trzeba powiedzieć, wychodzi nam całkiem dobrze. Materiał w sam raz na "Usterkę". Pierwsze ekipa, fachowa wymiana, nowa dętka, opona, robota zrobiona, tylko powietrza napompować. I tu zaczynają się schody. Coś gdzieś ucieka. Pompka dobra, bo raz już pod Lubeckiem się spisała, ale coś jest nie tak. Ekipa podchodzi do Media, gdzie miły pan podłącza swoją pompkę, ale... też powietrze schodzi. Próbuje drugą i... to samo. Panowie, spisaliście się dzielnie, ukrytej kamery co prawda tu nie ma, ale przedziurawiliście nową dętkę podczas zakładania. Panie z niedowierzaniem patrzą, i co teraz? Ano nic, do sklepu blisko, kolejna dętka i do gry wchodzi druga ekipa. Teraz już ostrożniej, z fachowym zacięciem, uzbrojona w fachowe narzędzia, wymienia dętkę i już nadchodzi moment, w którym na facjatach wymalowane przekonanie: "patrzcie, tak się to robi" i w ruch idzie pompka. Wyraz triumfu powoli okrywa się cieniem zażenowania, nie no, nie przesadzajcie, przecież myśmy się niczym nie chwalili, ale fizyka z jakiegoś powodu pozostaje nieubłagana i zdaje się celowo rzucać nam wyzwanie. Ta wymiana też się nie powiodła - zepsuliście drugą już dętkę. Panie nie wierzą własnym oczom, o co tu chodzi. Panowie przez chwilę konsultują sprawę i po chwili do gry wchodzi trzecia ekipa. Czwarta już dętka, ale fachowcy nauczeni bogatym doświadczeniem zabierają się do niej jak do jajka. Tym razem każda czynność jest już sprawdzona dwukrotnie, lepiej dwa razy pomyśleć niż raz zepsuć, więc trwa to nieco dłużej, powoli do gry wkracza ambicja, wszak nie możemy się dać pokonać przez dętkę za 20 złotych na oczach pań. Tym bardziej, że zainteresowanie działaniem panów rośnie z minuty na minutę. Czwarta próba wreszcie okazuje się być zwycięską. Chyba. Dętka trzyma, powietrze wchodzi i już ekipa ogłasza zwycięstwo, gdy nagle powietrze schodzi przy odkręcaniu pompki i po chwili znów nie ma go wcale. A było tak blisko. Na całe szczęście, tym razem wystarczyło tylko dokręcić wentyl i nareszczie kolejny odcinek "Usterki" pomyślnie dobiega końca. Zapraszamy na następny.

I żeby ktoś nie myślał, że to żart. Z tym następnym odcinkiem. Niedaleko przed Żędowicami, gdy myślimy już tylko o tym, jak nam wspaniale rajd się udał, nagle powietrze przeszywa głośny wystrzał i ekipa znów się zatrzymuje. Tym razem nie wytrzymała dętka w rowerze u Danki, która postanowiła życie zakończyć wybuchowo. Wystrzał zatrzymuje naszą wycieczkę, a gdy orientujemy się, co się stało, wszyscy zanoszą się od śmiechu. No bo teraz, to już blisko do domu, nawet na piechotę już da radę, ale sprawę mamy tak przećwiczoną, że tym razem ekipa "Usterki" uwija się już całkiem sprawnie i kończy sprawę za pierwszym podejściem. Chyba otworzymy serwis rowerowy. Na całe szczęście mamy zapasową dętkę i wkrótce rower staje na nogi. Tu pojawia się problem, bo okazuje się, że opona też jest poturbowana i w feralnym miejscu widnieje ogromna dziura, przez którą po napompowaniu prześwituje nowa dętka. Tak to daleko nie zajedziemy. Na szczęście znajduje się nieśmiertelna taśma klejąca, dzięki której niejeden już zakład przemysłowy uniknął bankructwa i bandażujemy oponę w obolałym miejscu i... do Zawadzkiego powinno wystarczyć. Szczęśliwcy, którym udało się dziś przejechać trasę bez niespodziewanych utrudnień już wiedzą na pewno, że w następną trasę nie wyruszą bez zapasowej dętki. Już dokładnie wiedzą, co trzeba zabrać i co jest potrzebne, by sobie w drodze poradzić. Pompka, klucze, jakieś łyżki, taśma i dobrze też mieć pod ręką fachowca, najlepiej rodzaju męskiego. Już wiedzą, że dziś trafili na anomalię, bo nic po drodze im się nie przytrafiło, ale to tylko łut szczęścia. Wszyscy przecież wiedzą, że wymiana dętki podczas jazdy to normalka. Jak w ogóle ktoś może pomyśleć, że to tylko pech? To tak oczywista oczywistość, jak to, że podczas jazdy rowerem trzeba pedałować. Aż dziwne, że przed wyjazdem ktoś myślał inaczej. I jak to się w ogóle stało, że do tej pory udało się przejechać tyle kilometrów i nic. Od dziś jednak będzie inaczej. Dziś dostaliśmy taką lekcję, że nikt nie ośmieli się jej zakwestionować. Żeby tylko udało się dziś do domu dojechać. Zostało jeszcze 5 kilometrów. Wreszcie dostrzegamy własną ignorancję i przysięgamy, że jeśli tylko uda nam się do domu zajechać, to następnym razem już będziemy bardzo grzeczni i bardzo przygotowani.Zestaw naprawczy

Bandaż na oponie Danki wygląda zabawnie, ale mądre powiedzenie mówi, że jak coś wygląda na głupie i działa, to nie jest głupie. A Danka na bandażu dojeżdża do samego końca. Rajd się kończy i właściwie jakbyśmy nic po drodze nie obejrzeli, to atrakcji i tak by wystarczyło. A mimo wszystko obejrzeliśmy. I to sporo.

Start przy BiedronceNa początku była Biedronka. Ta nasza, zawadczańska. To stąd wyjeżdżaliśmy i gdy się tu zbieraliśmy, to mijający nas przechodnie myśleli, że w Biedronce zabrakło prądu i klienci zostali wyproszeni na zewnątrz. Nie, to po prostu PTTK Zawadzkie wybiera się na Rajd Znienacka.

Kośmiderskie stawyDruga atrakcja to kośmiderskie stawy. Piękna, asfaltowa aleja ocieniona z jednej strony dostojnymi drzewami, ławeczka z widokiem na zbiornik, a z drugiej strony uprawne pola. Jedyny mankament, że wody w stawie nie było, trafiliśmy akurat na jakieś prace. Następna atrakcja to linia kolejowa Fosowskie - Lubliniec tuż przed Pawonkowem. Liczyliśmy na jakieś Pendolino, ale po szale z pociągami, jaka ta linia przeszła po remoncie, gdy pospieszne tam śmigały co godzinę, dziś znów nie jeździ prawie nic i trafić tu na pociąg, to trzeba mieć prawdziwe szczęście. Nie musieliśmy za to na przejeździe ustępować pierwszeństwa.

Kościół w PawonkowieW Pawonkowie zaglądnęliśmy do miejscowego kościoła św. Katarzyny. Kościółek z zewnątrz sprawia wrażenie dość obszernego, w środku jednak okazuje się dosyć mały, z ciekawym, prostokątnym prezbiterium. Z tyłu namiastka chóru, wystrój dość skromny i stonowany.

PawonkówZ Pawonkowa do Lublińca wiedzie wzdłuż głównej drogi asfaltowa ścieżka rowerowa, oddzielona od głównej drogi solidnym pasem zieleni. Aż prosi się, by coś takiego też zrobić przy drodze z Zawadzkiego na Piotrówkę i Kolonowskie. Jazda taką ścieżką to czysta przyjemność. Po jakimś kilometrze skręcamy w boczną drogę na Lubecko, wjeżdżamy do Dralin, gdzie obok drogi z parku prześwituje XIX-wieczny klasycystyczny pałac. Wybudowany prawdopodobnie w 1898 roku, ale pierwsze zabudwowania istniały już w 1747 roku. Po tych pierwszych zabudowaniach nie zachowały się żadne pozostałości, prawdopodobnie spłonęły w pożarze lub zostały rozebrane. Pałac został później odbudowany, ale już nigdy nie funkcjonował w pierwotnej formie. Po II wojnie znajdował się tu DPS, potem PGR. Od końca lat 80-tych XX wieku znajduje się w prywatnych rękach. Dziś wygląda na mocno odrestaurowany, jest jednak zamknięty i mogliśmy go obejrzeć jedynie przez bramę.

Przed Lubeckiem przy drodze po prawej stronie pod drzewem stoi kapliczka. Skądinąd mało istotny fakt, dla naszej wycieczki jednak bardzo ważny, ale o tym już było.

Lubecko - skansenW Lubecku jest kilka atrakcji. Najpierw oglądaliśmy skansen znajdujący się obok kościoła. Znajdują się w nim stare maszyny rolnicze, sprzęt i inne starocie. Największym wzięciem cieszyła się bryczka.

Skansen - BryczkaNie mniej ciekawy jest pobliski kościół. Wzmiankowany jest po raz pierwszy w 1342 roku, a jako parafialny w 1362. W roku 1742 został odnowiony, a w 1776 r. rozbudowany od zachodu. Ze względu na ponad dwustuletnią tradycję pielgrzymowania do tego kościoła, w 1994 r. biskup Wieczorek ustanowił go sanktuarium. W latach 2009-2010 odkryto w nim gotyckie freski z XV w. obejmujące wszystkie ściany, sklepienie i prezbiterium. Freski te najlepiej widoczne są dziś w przebiterium.Freski w kościele w Lubecku

W Lublińcu bardzo ładnie prezentuje się dworzec kolejowo-autobusowy, który przeszedł gruntowny remont i bardzo różni się do tego, jaki pamiętamy z czasów przed 2000 rokiem. A co ważniejsze, można z niego pociągiem dojechać w prawie wszystkie miejsca w Polsce, rozkład jazdy jest bogaty ponad miarę. I nie trzeba go nawet porównywać z rozkładem w Zawadzkiem, gdzie dojechać można tylko w jedno miejsce, do Opola, i to jeszcze pod warunkiem, że pociąg się po drodze nie zepsuje i nie utknie w polu.Dworzec w Lublińcu

Miłym miejscem w Lublińcu jest także rynek, na którym można przysiąć i odpocząć, z czego nie omieszkaliśmy nie skorzystać. Szkoda, że cały wykostkowany, a za zieleń robią tylko dwa dość solidne drzewa na jego środku. Brakuje trawników, kwiatów i motyli.Lubliniec - Rynek

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o amfiteatr, urocze i ciche miejsce za stadionem Sparty obok potoku Droniowickiego przekształconego w tym miejscu w szeroki kanał. Latem jest to idealne miejsce na niedzielne spacery i odpoczynek, a specyficznej atmosfery dodaje mu otaczający go dostojny las.Amfiteatr w Lublińcu

Ostatnim punktem wyprawy jest Dziewcza Góra. Jest to osada będąca przysiółkiem Solarni. Składa się z zaledwie kilku budynków położonych w głębokim lesie. Bezpośrednio przy niej znajduje się pięknie zalesiona "Wydma Dziewcza Góra", w 2019 roku sklasyfikowana jako użytek ekologiczny. Przy tabliczce wjazdowej robimy pamiątkowe zdjęcie i jedziemy w stronę Kielczy. Dziewcza GóraI żeby nie było, jedziemy wyznaczonym szlakiem rowerowym, zielonym, ale wkrótce wjeżdżmy w drogę wysypaną kamieniami, po której rowerem przejechać nie sposób. Najbardziej wytrwali przejeżdżają, ale większość musiała przejść pieszo. To wstyd, żeby na drodze rowerowej zrobić taką partyzantkę. Sprawdziliśmy na mapie, to jeszcze Nadleśnictwo Lubliniec, brakuje po prostu słów, jak to wszystko opisać. Droga kompletnie nieubita, wysypana tłuczniem, prawdopodbnie co jakiś czas dosypywanym. Leśny sprzęt pewnie po takiej drodze przejedzie, ale nie rower. Jesteśmy bardzo zawiedzeni takim podejściem nadleśnictwa do tej drogi, to w końcu droga rowerowa. Mamy nadzieję, że pracownicy nadleśnictwa wykażą odrobinę empatii w kierunku miłośników leśnych przejażdżek i przystosują tę drogę do rowerów. Dziś jesteśmy bardzo zdegustowani.Lubeckie kociaki

Po tym eksktremalnym odcinku każda następna leśna droga wydaje się być "asfaltową". Wkrótce zresztą na taką wyjeżdżamy, na niej kończymy lekcje dotyczące dętek rowerowych i wracamy do Zawadzkiego, gdzie kończymy rajd. Przejechaliśmy niecałe 50 km, zajęło nam to cały dzień, sporo się nauczyliśmy i czekamy na kolejny wypad.Skansen w Lubecku

Reklama